W momencie pisania tego tekstu wiosna dopiero nadchodzi. To oznacza test opozycji w Białorusi, która ograniczyła protesty w trakcie zimy i zapowiedziała kontynuację walki o demokrację na wiosnę. Wkrótce rzeczywistość powie „sprawdzam” białoruskiej rewolucji. Niestety, obawiam się, że nic z tego nie wyjdzie i protesty opozycji osiągną, w najlepszym wypadku, podobny „sukces” jak przy poprzedniej próbie.

Zrozumieć Białoruś

Żeby zrozumieć zarówno przyczyny wybuchu demonstracji w 2020 r. w Białorusi, jak i powody ich eskalacji oraz upadku, należy przyswoić parę faktów nt. Białorusi.

W Białorusi brak prawdziwej, zjednoczonej, dobrze zorganizowanej opozycji od co najmniej kilku lat. Co prawda, nigdy nie była ona silna, ale myślę, że ostateczny upadek wydarzył się w okolicach wyborów prezydenckich w 2010 r. W trakcie tych wyborów rząd Łukaszenki złamał m.in. Jarosława Romańczuka, jednego z najważniejszych opozycjonistów, który później stał się wręcz orędownikiem rządów Łukaszenki oraz zwolennikiem małych reform[1].

Z racji niedemokratycznej historii Białorusi, białoruskie społeczeństwo obywatelskie właściwie nie istnieje. W dużym stopniu wpływa na to współczesna kultura oraz historia Białorusinów. Zarówno reżim komunistyczny, jak i opresyjność Łukaszenki, spowodowały, że przeciętny Białorusin nie chce otwarcie rozmawiać o polityce. Można powiedzieć, że Białorusini mówią o tym w kuchniach swych domów.

Jest to swego rodzaju sukcesem opresyjności reżimu Łukaszenki. Opozycja jest rozpracowywana od środka lub niszczona siłą, torturami i groźbami, media niezależne prawie nie istnieją[2], a ludzie są od lat przyzwyczajeni do bycia bitymi czy porywanymi przez siły mundurowe w trakcie demonstracji. To prowadzi do częściowego zobojętnienia. Mało kim rzeczywiście wstrzają kolejne doniesienia według których OMON kogoś pobił. Ponieważ robi to znowu.

Problem trudnej przeszłości Białorusi

Zresztą, czy możemy mówić o polityce w Białorusi? Istnieje pokolenie Białorusinów, którzy nie znają innej Białorusi, niż pod rządami Łukaszenki. Po co przejmować się programami politycznymi, partiami czy wyborami, skoro ciągle rządzi Łukaszenka i nikt nie ma de facto prawnego wpływu na jego działania. Tak naprawdę trudno o tęsknotę za demokracją czy wolnością polityczną u Białorusinów, ponieważ nikt z żyjących Białorusinów nie miał z tym styczności. Najstarsi pamiętają autorytarną Sanację czy okupację nazistowską. Spora część pamięta komunistyczny reżim, a już wszyscy znają współczesnego dyktatora Łukaszenkę. Trudno u nich o mity narodowe czy przekazywane z pokolenia na pokolenie historie o dawnej niepodległości, jak to było z Polakami.

Białorusini są mocno zrusyfikowanym narodem, choć może zacznie się to zmieniać. Jest to skutkiem polityki prowadzonej przez władców tych ziem, tj. przez m.in. Sanację, która zwalczała mniejszości narodowe oraz religijne. Choć największym winnym jest Związek Radziecki, podczas którego silnie zrusyfikowano Białoruś poprzez sprowadzanie na jej teren Rosjan oraz prowadzenie rusyfikacji. Niemniejszy wkład w rusyfikację Białorusi ma Łukaszenka. Wina Łukaszenki jest o tyle szczególna, że ma on czelność pozycjonować się od czasu do czasu na jedynego gwaranta i obrońcę białoruskości. Nie przeszkadza mu to w tępieniu języka białoruskiego, ponieważ marzy mu się objęcie władzy nad połączoną Białorusią i Rosją. Dla Łukaszenki narodowość białoruska oraz ich język to tylko narzędzia majace wzmocnić jego pozycję w negocjacjach z Putinem. Poza tym, od dawna do białoruskich umysłów sączona jest trucizna przez (pro-)rosyjskie media, choćby nt. Ukraińców oraz EuroMajdanu, przez który Ukraińcy – zupełnie jak w Rosji – nagle stali się wrogami i faszystami, których trzeba zniszczyć.

Skutkiem trudnej historii Białorusi jest to, że nie wierzą w inne życie. Wydawałoby się, że widząc sukces innych państw Europy Środkowo-Wschodniej po ’89, zwłaszcza Polski, Estonii czy powiedzmy Gruzji, przejrzą na oczy. Jednak, być może za pomocą swych rosyjskich „braci”, znajdowali oni wytłumaczenie pokroju „może Polakom się udało, ale my jesteśmy jak Rosjanie czy Ukraińcy”.

Okno na lepszą przyszłość Białorusi

Mimo że Ukraina (jak Białoruś) zaczynała z dobrej pozycji, znacznie lepszej niż Polska czy Estonia[3], to jednak popadła w problemy gospodarcze, które poskutkowały biedą w porównaniu do Polski. Dopiero w 2013-2014 r. okazało się, że Ukraińcy mają tego dość, ale zmarnowali sporo czasu i dopiero od niedawna gospodarczo idą do przodu[4]. Oczywiście mogą się tłumaczyć wojną, która z pewnością była utrudnieniem, ale czy to właśnie dlatego uniemożliwiano reformy gospodarcze choćby Jaceniukowi? Nie, to przez ich skorumpowany, zoligarchizowany system polityczno-gospodarczy oraz brak lidera mogącego pociągnąć za sobą cały naród. Lidera będącego twarzą przemian.

Ukraina mogłaby być wzorem dla Białorusinów, dowodem, że Białorusini też mogą żyć lepiej, ale – już pomijając problemy wewnętrzne Ukrainy – przez rosyjską propagandę nie są oni już „swoimi”. Więcej o rosyjskiej propagandzie piszę tutaj i tutaj.

Jest też pewna rzecz, która jest jednocześnie błogosławieństwem i przekleństwem dla Białorusinów. Mowa o Karcie Polaka, która pozwala wielu Białorusinom znaleźć lepsze życie w Polsce czy innych państwach unijnych. Z tego powodu, gdy ktoś ma dosyć sytuacji w kraju to jest w stanie wyjechać, zamiast skierować swe emocje wobec swoich oprawców. To tak, jakbyśmy mieli heroinistę i zamiast pomóc mu wyjść z nałogu, to dalibyśmy mu bezpieczniejszy odpowiednik heroiny i na tym poprzestali. Choć ma to też zalety – Białorusini mogą na własne oczy zobaczyć, że można żyć w miarę normalnie. Tylko czy wrócą z tą wiedzą do kraju? Raczej nie. Czy bliscy uwierzą im? Czasem tak się dzieje. A czasem Białorusin-emigrant słyszy, że myśli czy mówi jak Europejczyk, a nie Białorusin.

Co się nie udało w 2020 r.?

Jak domyślamy się z poprzedniej części, siła protestów nie opierała się na sile opozycji, tylko na – mówiąc wprost – wkurwieniu społeczeństwa. To nie był efekt wieloletniej pracy u podstaw, to nie była racjonalna decyzja Białorusinów, tylko czyste emocje spowodowane sytuacją w kraju. Zwłaszcza z powodu COVID19, gdzie Łukaszenka potrafił radzić obywatelom, by pili wódkę, grali w hokeja i jeździli na traktorze[5], dzięki czemu będą zdrowi i nie dotknie ich wirus. Białoruski reżim przez długi czas negował istnienie COVID19, a do dzisiaj fałszuje statystyki dot. zgonów i zarażeń – jakie jest prawdopodobieństwo, że prawie codziennie umiera tylko 10 osób na COVID19?[6]

Do wielu w końcu dotarło, że Łukaszenka fałszuje wybory i to był dla nich szok. Może do 2020 r. rzeczywiście cieszył się on poparciem narodu?

Kłamstwa Łukaszenki, nieudolność jego rządu, pogarszająca się sytuacja gospodarcza, śmierć i choroba bliskich oraz doniesienia o „dziełach” OMONu i służb specjalnych – to sprawiło, że Białorusini wyszli na ulice. Wyszli w sposób niezorganizowany, pozbawiony pewnej stałej, w przeciwieństwie do EuroMajdanu. Pozbawieni lidera – z całym szacunkiem do dotychczasowych liderów opozycji z Cichanouską na czele, którzy wiele zaryzykowali, ale to za mało. Białorusini potrzebowali swojego Nawalnego, którego można próbować zabić, pobić, zastraszyć, a on i tak będzie szedł do przodu, bo walka o władzę jest jego całym życiem.

Ostatecznie brak lidera niczego nie przekreśla. Wystarczyło znaleźć inną stałą, tj. coś, co by ciągle jednoczyło Białorusinów i zapewniałoby ich, że walka trwa[7]. Tym czymś może być przywódca, który mówi kiedy wychodzimy i zawsze się tam pojawia. Ale tym czymś może być też konkretne miejsce. Patrz: EuroMajdan, o którym będzie dalej. Może białoruska opozycja pomogła zabić te protesty przez swoją nieudolność brak pomysłu, brak możliwości organizacyjnych, brak zdecydowania w odpowiednim momencie.

Białoruska rewolucja była blisko zwieńczenia

Był taki moment, gdzie na ulice wyszli wszyscy: mieszkańcy wsi i miast, kobiety i mężczyźni, nastolatki i emeryci, studenci i robotnicy, lekarze i artyści. Ogłoszono strajki w przedsiębiorstwach, również państwowych fabrykach, telewizji. Co jakiś czas milicjant odchodził z pracy i pojawiały się głosy o funkcjonariuszach reżimu, którzy są w stanie poprzeć protestujących. Wydawało się, że wkrótce protestujący osiągną masę krytyczną i reżim zacznie się walić. Ale stało się wręcz przeciwnie – protesty zaczęły przygasać.[8] Mógł to być moment, w którym Białorusini przegrali swą walkę o demokratyczną Białoruś, przynajmniej na pewien czas.

Ciężka decyzja dla Białorusinów

Na początku obserwowania ich działań byłem niemile zdziwiony, że organizują protesty pokojowe i mało kto wdaje się w walkę uliczną z OMONem. Po doświadczeniach z EuroMajdanem, byłem pewien, że po kilku dniach pałowania protestujący przestaną wracać na ulice. Ale później protesty się rozwijały, dołączało do nich coraz więcej osób. Osobiście w międzyczasie dowiedziałem się o planach Janukowycza wyprowadzenia wojska z ostrą amunicją na ulice Kijowa[9]. Wówczas wyglądało na to, że jednak Białorusini obrali dobrą drogę i są wręcz skazani na sukces. Teraz wydaje mi się, że jednak trzeba było wówczas iść na pełne zwarcie z reżimem. Choć to by prawdopodobnie oznaczało wkroczenie wojsk rosyjskich i rozlew białoruskiej krwi na ulicach.

Oczywiście dzisiaj każdy jest mądry i może mówić, że opozycja źle zrobiła. Może rosyjska interwencja skończyłaby się tragicznie. Może odsunięto w czasie, choć o parę lat, aneksję swej ojczyzny. Być może podjęto wówczas najlepszą, choć nadal złą, decyzję. Próbując znaleźć analogię do sytuacji Białorusinów, możemy powiedzieć, że prawdopodobnie znajdują się oni w tym samym miejscu, co Węgrzy w 1956 r. czy Czesi i Słowacy w 1968 r. Białorusini muszą dojść do momentu (lub na niego poczekać), w którym był Blok Wschodni w 1989-1991 r. i udało się uwolnić od radzieckiego reżimu bez większego rozlewu krwi.

Wiemy tylko, że pomimo pokojowego charakteru protestów, demonstranci narazili się na ciężkie represje. Okropne wielodniowe tortury, przetrzymywanie w tragicznych warunkach, porwania z ulic, śmierć co najmniej 4 osób i zniknięcie ok. 50, a także zranienie ok. 1400 osób, kary więzienia i finansowe dla paru tysięcy.[10] OMON oraz Łukaszenka wystąpili w roli szkolnych łobuzów, a Białorusini byli ofiarą, która postanawia nie odpowiadać na zaczepki łobuza. Jak wiemy, to nie jest prawidłowa taktyka i łobuz przestanie być łobuzem tylko wtedy, gdy ktoś mu się skutecznie postawi. Inaczej będzie pozwalał sobie na coraz więcej, badając gdzie leży granica tego, co mu wolno.[11]

Czego brakowało białoruskiej rewolucji?

Wiemy, że czegoś zabrakło do osiągnięcia masy krytycznej. Może wsparcia zagranicznego, prawdziwego lidera, może walk na ulicach, a może odpowiedniego nagłośnienia konkretnego mordu czy skali tortur? Skali korupcji? Wpływania na przedstawicieli sił mundurowych?

Wydaje mi się, że z pewnością zabrakło w tym wszystkim programu gospodarczego. Część Białorusinów – m.in. przez propagandę reżimu – bała się, że jak odejdzie Łukaszenka to stracą emerytury, ceny wzrosną, będzie głód (słynne w Białorusi trzy dni głodu, które rzekomo zatrzymał Łukaszenka, czym lubi się chwalić). Dlatego opozycja powinna była wyjść do ludzi z programem zmian gospodarczych, który powinien być inspirowany transformacją gospodarczą w Polsce czy Estonii.  Tymczasem można było łatwo im zarzucić, że chodzi im wyłącznie o władzę, a nie poprawę bytu Białorusinów. Jest to konsekwencja tego, że opozycja nie jest zjednoczona, a protesty były niezorganizowane.

Warto spojrzeć krótko też na silne zaangażowanie białoruskiego blogera o pseudonimie „Nexta”, który stworzył swoje media odgrywające wielką rolę w trakcie protestów. Dochodziło do tego, że Nexta i jego zespół wręcz koordynowali protesty, rozpowszechniali dowody na zbrodnie OMONu, a Łukaszenka wskazywał personalnie na niego jako wroga Białorusi[12]. Nexta powinien był nie bać się polityki i odpowiedzialności, która była ściśle związana z jego dużymi możliwościami. Można angażować się w politykę i jednocześnie pozostać apartyjnym czy niezależnym. Należało wykorzystać swą pozycję i przedstawiać Białorusinom drogę, jaką mogą pójść, choćby poprzez rozmowy z prof. Balcerowiczem czy Martinem Laarem z Estonii, czy po prostu ekonomistami i zachodnimi politykami. Walka o wolność to jedno, a zapełnienie garnka to drugie.

Dlaczego udał się EuroMajdan?

Białorusini powinni przeanalizować sukces EuroMajdanu tak, jak zrobił to reżim Łukaszenki. Ukraińcy w trakcie swej Rewolucji Godności nie mieli za bardzo lidera. Stałą w ich protestach nie był lider, nie była polityczna opozycja, tylko Majdan, czyli główny plac w Kijowie.

Plac, który Ukraińcy okupowali 24/7 przez parę miesięcy. Tam się organizowano – powstała Rada Majdanu, punkty medyczne, barykady, namioty sypialniane, zorganizowane jednostki do walki z berkutem. Białorusini organizowali się przez Internet, ale – jak to przy organizacji przez Internet – zawsze jest ryzyko, że się nikt nie pojawi. Natomiast na Majdanie zawsze ktoś był. Dużą rolę w Kijowie odegrało również wsparcie z innych krajów, zwłaszcza ukraińskiej diaspory czy choćby polskich organizacji pozarządowych. W przypadku Białorusi, protestujący byli zdani na siebie z uwagi na pilnie strzeżoną granicę polsko-białoruską i częściowe odłączenie kraju od globalnego systemu finansowego. Są miejsca, gdzie można przeprowadzić przemyt, ale konsekwencje mogą być straszne dla przemytników. Tutaj problemem jest fakt, że Białoruś jest krajem znacznie bardziej autorytarnym i zamkniętym, niż Ukraina.

Ważne jest też to, co Ukraińcy zrobili w trakcie wieców na Majdanie. Podczas jednego pojawili się politycy zaprezentować wynegocjowane porozumienie z Janukowyczem, zgodnie z którym wybory prezydenckie mają się odbyć po kilku miesiącach. Ale lud odpowiedział politykom, mówiąc delikatnie, „stanowcze nie”. Przegoniono ich, m.in. Kliczko dostał pianą z gaśnicy po twarzy, ponieważ lud chciał walczyć dalej, mimo dużego ryzyka. Ukraińcy wiedzieli, czego chcą i że nie ma zgody na nic innego – albo Janukowycz odejdzie, albo będą walczyć do upadłego.

Białorusini muszą znaleźć swoją drogę do zwycięstwa, ale z pewnością powinni przeanalizować inne próby obalenia reżimów. Mam tutaj na myśli wydarzenia, do których doszło w Ukrainie w 2013-2014, w trakcie upadku Bloku Wschodniego, w 1956 r. w Węgrzech, w 1968 r. w Czechosłowacji, Arabską Wiosnę, tzw. kolorowe rewolucje czy choćby rewolucję w Hongkongu.

Co musi się wydarzyć w 2021 r.?

Mówiąc w skrócie: obawiam się, że cud.

Reżim musi zrobić coś, co znowu wywoła takie emocje w ludzie, by ten wyszedł na ulice i prędko z nich nie zszedł. Ewentualnie opozycja musi znaleźć temat z ogromnym potencjałem na wywołanie gniewu. Wygląda na to, że Łukaszenka ustalił z Putinem mapę do aneksji Białorusi przez Rosję[13]. Co jest ciekawe, gdy weźmiemy pod uwagę, że Rosja naruszyła swój wizerunek w białoruskim społeczeństwie po poparciu Łukaszenki. Może dzięki temu uda się wzbudzić w Białorusinach tożsamość narodową. Może tym razem będą walczyć nie tylko o zmianę prezydenta, ale o swoją niepodległość?

Z drugiej strony: patrząc na sytuacje w Białorusi, pokuszę się o kontrowersyjną tezę. Na ten moment, jedyną nadzieją Białorusinów na liberalizację reżimu jest, niestety, aneksja Białorusi przez Rosję.

Jednak wtedy z pewnością sytuacja Białorusinów będzie ściśle związana z kondycją Rosji. Gdy przyjdzie moment próby, Białoruś formalnie niezależna będzie jak Polska w 1989 r. Natomiast Białoruś anektowana będzie jak kraje bałtyckie czy kaukaskie w 1990-1991 r. Obecnie możemy sobie wyobrazić sytuację, w której Białoruś będzie mogła zmienić reżim bez interwencji zbrojnej Rosjan, jak np. realna i solidna groźba ze strony USA. Jednak póki co jest to raczej sfera snów, niż rzeczywistość.

Jeśli spodobał Ci się powyższy tekst to zapraszam do obserwowania mojego fanpage’u, gdzie będą informacje nt. dalszych publikacji!


Przypisy:

[1] Mam na to dowód w postaci wywiadu przeprowadzonego z Romańczukiem przeze mnie i mojego kolegę kilka lat temu, który nigdy nie został opublikowany. W wywiadzie tym Romańczuk próbuje przekonać odbiorcę, że Białoruś nie jest zacofana gospodarczo względem Polski, a może nawet pod pewnymi względami jest lepiej. To jest oczywiście bzdura.

[2] A jeśli istnieją to są tępione jak portal tut.by, który nie jest i nie był pro-opozycyjny, tylko starał się być niezależny. https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114881,27100262,bialorus-zablokowano-najwiekszy-niezalezny-portal-sluzby-przeszukaly.html

[3] https://for.org.pl/pl/a/6846,komunikat-21/2019-polski-cud-gospodarczy-droga-na-zachod

[4] Właściwie to zaczęliby iść do przodu, gdyby nie COVID19 w 2020 r. i 2021 r. Należy też podkreślić, że według Banku Światowego Ukraina notowała wzrost PKB od 2016 r. do 2019 r., ale wzrost między 2% a 3,5% to trochę za mało dla takiej gospodarki o takim potencjale. Źródła:
https://www.atlanticcouncil.org/blogs/ukrainealert/what-is-ukraines-economic-outlook-for-2021/ &
https://data.worldbank.org/indicator/NY.GDP.MKTP.KD.ZG?locations=UA

[5] https://wyborcza.pl/7,154903,25829090,prezydent-bialorusi-ma-sposob-na-koronawirusa.html

[6] https://index.minfin.com.ua/reference/coronavirus/geography/belarus/

[7] Chodzi o inną stałą, niż tylko hasło „won z Łukaszenką”.

[8] https://en.wikipedia.org/wiki/2020%E2%80%932021_Belarusian_protests

[9] Z książki Radosława Sikorskiego pt. „Polska może być lepsza”.

[10] https://en.wikipedia.org/wiki/2020%E2%80%932021_Belarusian_protests

[11] Pisze o tym choćby dr Jordan Peterson w swoich publikacjach, np. „12 życiowych zasad. Antidotum na chaos”.

[12] https://www.gov.pl/web/sluzby-specjalne/ataki-medialne-na-polske-w-zwiazku-z-wydarzeniami-na-bialorusi

[13] https://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/bialorus-rosja-po-spotkaniu-putin-lukaszenko-komentarz-eksperta/prtkk5g